Praga
A Stara się gdzie podziała?”
Do Pragi za Wisłę poszła.
„Przyczynę czy powiedziała?”
Bo tam handlów swoich doszła.
„Cóż za handle tam są wielkie?”
Zboża, drwa i kupie wszelkie;
Jak dziś co przekupień kupi,
Jutro was in duplo złupi.
A wymawia się przewozem:
Przez Wisłę nie jedzie wozem;
Wiele ich tam na zysk godzi,
Wszytko prowadzą na łodzi.
Mają swe ulice wielkie,
Także i dostatki wszelkie,
Słodownie, karczmy, browary
I rozmaite towary.
Urząd, co ulica, znajdziesz,
Panów różnych tam wynajdziesz,
Którzy swe trzymają włości;
Wszędzie pełno osiadłości.
Żupa solna znamienite
Zbudowana, wyśmienite;
Bałwanów z beczkami leży
Pełno. Wisła blisko bieży.
Dla żupnika też mieszkanie,
Zgotowano drzewo na nie.
Cegielnia w bok, coś godnego,
Wszytko to pana jednego.
Z drugą stronę spiklerz mierny,
W komory cztery wymierny,
Pana stanisławowskiego
Starosty, Małachowskiego,
Przy Golędzinowie niżej;
Zakonnicy troszkę wyżej
Fundować się już poczęli:
Kościołeczek rozpoczęli.
Kościół Ojców Bernardynów w Pradze
Zacny kościół murowany,
Wieżami wyprzodkowany,
Dosyć wesoły i wielki
W ołtarze, w porządek wszelki;
Frambugi wymurowane,
Dla ganków ukształtowane.
Pod wierzchem wkoło sklepisty,
Dwiema drzwiami otworzysty,
Ganek dla muzyki niższy,
A pozytyw na nim wyższy.
Wszytek cegłą położono,
Opus przystojnie złożono.
Kaplica Lauretańska w Pradze
W bok Lauretańska kaplica
(Przy niej cmentarz i ulica)
Zmurowana na kształt takiej
Drugiej w Lorecie, jednakiej.
Tamta w pół kościoła z muru
Stoi, wierzch biały z marmuru;
Na niej historyje różne,
Wyrażono je, nie próżne;
W sklepieniu okno pod wierzchem,
Żeby od lamp fumy wierzchem
Wychodziły, dla zaduchu
Tak od zgromadnego duchu.
Ma dwoje drzwi przeciw sobie,
Trzecie w dymensyją obie.
A ołtarz od srebra złotem,
Z dyjamentami klejnotem
Od monarchów ozdobiony,
Wewnątrz sprosta w mur zrobiony.
Czarny sam obraz Loreckiej
Panny, płci niejako greckiej.
A przeciwko malowany
Pan, wykonterfektowanyj
Wisi na krzyżu przy murze;
Z boku kilka rysów w murze;
Z kratą w pozłot, archanielskie;
Za ołtarzem komineczek,
Tam się znajdzie i garneczek
Naświętszej Panny, miseczki
Z gliny, a z drzewa łyżeczki;
Dotego tam napisano
Na marmurze, wypisano,
Wszytkę własną historyją,
Skąd i co ma za gloryją;
Przy tym dwa dzwonki wisiały,
I te w nim zostać musiały.
Wynidę bocznemi drzwiami,
Niedaleko też za drzwiami
Widzę: murem obtoczono,
W rogach baszteczki -wtłoczono;
W tychże ołtarze być mają;
Tak zakonnicy mniemają,
Którzy mocno tam zasiedli,
Bernardyni, i usiedli;
W błahych celach do tych czasów
Zażywają swych niewczasów;
Muszą: bo Pan wszytkim może,
Aż ich na klasztor wspomoże.
Skarszew Miasteczko i Kościół w nim.
Przy tym Skaryszew miasteczko
Z Pragą obok niedaleczko,
W nim jest kościół także nowy;
Nie piszę więcej ponowy,
Jedno w ołtarze nadobny;
Dosyć jest wewnątrz ozdobny.
Tam chrzczą dziatki, śluby dają,
Jak u Fary, powiadają.
Rynek i Magistratus Skaryszewski.
Rynek słuszna rzecz przypomnieć,
Także i burmistrza wspomnieć
Z rajcami; a wójt z ławniki
Sądzi różne rozprawniki;
W którym długi plac przestrony,
Niema ratusza obrony;
Wolne wszytkim zewsząd przyście,
Z niego tam i sam wyniście.
Śpichlerze Skaryszewskie.
Spichlerze na stronę w rzędzie,
Szkut pełno za nimi wszędzie
Jest tam jeden zbudowany
Kształtnie i wytynkowany,
Zda się być z murów potężnych
Abo z twardych skał i mężnych:
A on z drzewa: wewnątrz skryto,
Z wierzchu tynkami okryto;
Świeci się dachówka na niem;
Niemasz tak pięknego za niem,
Godzien pochwały pan jego,
Schowa cokolwiek do niego.
Te grunty Warszawa miała,
W tym postąpić nie umiała,
Gdy im Pragę przedawano
I niedrogo ją dawano;
A teraz Skaryszowianie
Z Pragą drudzy Warszawianie.
„Bawej, bawej, co to słyszę?“
Dziwno wam to, jako widzę.
„Mówże prawdę, niechaj piszę!“
Przecię ja Żydów zawstydzę.
Żydzi pragnący.
„Albo tam chcą być Żydowie?”
Pewnie, że chcą ci brzydowie.
To nie wiecie jeszcze o nich?
„Nie wiem. A cóż nam tu po nich?”
Państwo mówi, że z onymi
Dobrze nam, choć z niewiernymi:
U nich jest towar kosmaty,
Złoto, srebro i bławaty,
Sznurki, guzy, wszytko tanie;
I pieniędzy też dostanie
Lub na zastaw, na frymarki;
Codzienne u nich jarmarki,
Krom sabasu: w ten nie robią,
Myśląc, co jutro zarobią.
Słabiuchne życie u niego:
Co za szaty! Wnidź do niego,
Aż on gryzie rzodkieweczkę,
Ogóreczki, marcheweczkę;
Tym się kontentuje Żydek,
A zbiera pieniążki, brzydek,
Któremi panu wygadza
I na zastawę dogadza;
A pożytek z majętności
Wymyśla z umiejętności:
Z małego zysku przed aj e,
Na strawę niewiele daje.
Mówią, że to są wygnańcy,
Gorsi, niżeli pohańcy.
Obroń ich nas, Panie Boże!
Być to może i nie może.