Klasztor‎ ‎Ojców‎ ‎Kamaldułów

Klasztor‎ ‎Ojców‎ ‎Kamaldułów‎ ‎w‎ ‎lesie,‎ ‎mila‎ ‎od Warszawy.

Stoję‎ ‎przy‎ ‎tym‎ ‎miejscu‎ ‎chwilę,
Rzucę‎ ‎okiem,‎ ‎jak‎ ‎na‎ ‎milę,
Widzę‎ ‎górę‎ ‎między‎ ‎lasy;
Powiedzą‎ ‎mi:‎ ‎temi‎ ‎czasy
WŁADYSŁAW‎ ‎IV,‎ ‎król‎ ‎polski,
Tam‎ ‎założył‎ ‎kamaldulski
Klasztor‎ ‎i‎ ‎kościół‎ ‎buduje,
Sumptem‎ ‎wszytko‎ ‎prowiduje,‎ ‎—
Na‎ ‎pamiątkę,‎ ‎widząc‎ ‎mury
Smoleńskie,‎ ‎z‎ ‎Pokrowskiej‎ ‎góry.
Do‎ ‎tego‎ ‎Rudę‎ ‎i‎ ‎Polków,
Przywilej‎ ‎na‎ ‎chłopów‎ ‎Olków
Darował‎ ‎wiecznymi‎ ‎czasy,
Łąki,‎ ‎pola,‎ ‎bory,‎ ‎lasy.
Ty‎ ch‎ ‎Królestwo‎ ‎Najaśniejsze
Tam‎ ‎prowadziło,‎ ‎niniejsze,
Piechotą‎ ‎za‎ ‎miasto‎ ‎w‎ ‎pole,
Aż‎ ‎po‎ ‎same‎ ‎miejskie‎ ‎role,
Z‎ ‎chorągwiami‎ ‎procesyje,
Zakonnicy,‎ ‎kompanije;
Biskup‎ ‎z‎ ‎kapłany‎ ‎przed‎ ‎nimi,
Wielki‎ ‎tłum‎ ‎ludu‎ ‎za‎ ‎nimi.
Potym‎ ‎do‎ ‎swych‎ ‎karet‎ ‎wnidą,
Co‎ ‎żywo,‎ ‎po‎ ‎stronach‎ ‎idą,
A‎ ‎konni,‎ ‎kto‎ ‎był‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎wiejsca,
Ubiegali‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎miejsca.
Tam‎ ‎na‎ ‎górę‎ ‎przyjechawszy,
Biskup‎ ‎kapłanom‎ ‎moc‎ ‎dawszy,
Przed‎ ‎namiotem‎ ‎wystawili
Krzyż,‎ ‎wkopawszy,‎ ‎zostawili.
Muzyka‎ ‎była‎ ‎śpiewalna
Z‎ ‎ceremonijami,‎ ‎walna;
Zatym‎ ‎kazanie‎ ‎wyborne
Czynił,‎ ‎sentencyje‎ ‎dworne
Ksiądz‎ ‎Leszczyński,‎ ‎prawił‎ ‎rzeczy
Dosyć‎ ‎pięknie,‎ ‎barzo‎ ‎grzeczy;
Wzruszył:‎ ‎jedni‎ ‎płaczą,‎ ‎ryczą,
Te‎ ‎Deum‎ ‎laudamus‎ ‎krzyczą.
To‎ ‎skończywszy,‎ ‎oracyje
Czytano,‎ ‎deprekacyje,
Potym‎ ‎nadół‎ ‎zeszło‎ ‎Państwo,
Wsze‎ ‎stany,‎ ‎także‎ ‎kapłaństwo,
Na‎ ‎bankiet‎ ‎ich‎ ‎zaproszono,
Potrawy‎ ‎na‎ ‎stół‎ ‎noszono;
Jedli,‎ ‎pili,‎ ‎wina‎ ‎hojno,
Siedzieli‎ ‎przystojnie,‎ ‎strojno,
Senatorowie‎ ‎pospołu
Z‎ ‎Królestwem,‎ ‎u‎ ‎tegoż‎ ‎stołu
Pod‎ ‎namiotami,‎ ‎a‎ ‎w‎ ‎chłodzie,
Tuż‎ ‎niedaleko‎ ‎przy‎ ‎wodzie.
Tam‎ ‎Król‎ ‎Jego‎ ‎Mość‎ ‎pił‎ ‎do‎ ‎nich
Za‎ ‎zdrowie,‎ ‎znając‎ ‎chęć‎ ‎po‎ ‎nich.
A‎ ‎Królowa‎ ‎Najaśniejsza
Patrzała,‎ ‎Pani‎ ‎dzisiejsza:
Oni‎ ‎wzajem,‎ ‎z‎ ‎chęcią‎ ‎wielką
Czynili‎ ‎ochotę‎ ‎wszelką.
Tuż‎ ‎od‎ ‎nich‎ ‎pod‎ ‎szopą‎ ‎blizko,
Tam‎ ‎stołów‎ ‎pełne‎ ‎siedlisko,
Prałatów‎ ‎i‎ ‎paniąt‎ ‎różnych,
Nie‎ ‎było‎ ‎nigdziej‎ ‎miejsc‎ ‎próżnych;
Dostatki‎ ‎wszelkie,‎ ‎potrawy,
Wina,‎ ‎piwa,‎ ‎dosyć‎ ‎strawy
Dawano‎ ‎dla‎ ‎różnych:‎ ‎jedli,
Pili,‎ ‎gdzie‎ ‎sobie‎ ‎zasiedli.
Mieliśmy‎ ‎się‎ ‎wszyscy‎ ‎dobrze;
Częstowano‎ ‎pańsko,‎ ‎szczodrze.
Zjadszy‎ ‎obiad,‎ ‎wyjechali,
Do‎ ‎Warszawy‎ ‎przyjechali.
Na‎ ‎Zakroczymską‎ ‎powrócę,
Tam‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ulicę‎ ‎obrócę.