Warszawa koronna


Warszawa koronna

A w Koronnej co nowego?”
„Ach! Cudać się i tam dzieją
W Warszawie. „Cóż takowego?”
Nie śmiem-ci przed kaznodzieją.
„Nie wydam ja ciebie za to;
A wszak mamy spowiedź na to”.
Chcecie, bym się wam spowiedał,
Wszytkę prawdę wypowiedał?
„Trzeba, żebyś nic nie taił,
Wszytko, co wiesz, nie zataił”.
Przed wami szczerze wypowiem:
Tom widział, co ja wam powiem.

Rynek warszawski

Panie, gdym wszedł właśnie w Rynek,
Pięknym widział tam budynek.
„A cóż za budynek taki?
O głupcze taki owaki!”
Bardzo kamienice śliczne
W Rynku, także i uliczne,
Błyszczą się od złota prawie;
Nie masz takich w Czersku, w Rawie.
To cnej Warszawie ozdoba;
Nie zmurujeć jej chudoba!
Na nich dziwne rysowanie,
Farbami ukształtowanie.
Bogdaj zdrów każdy budował
I pieniędzy nie żałował
Na ozdobę miasta tego,
W czym by była sława jego!
Nie dziwuj się: w sławnym mieście,
Ma to u nas i przedmieście!
Stoi wieża szumna w Rynku,
Siła ma kunsztów w budynku:
Na wierzchu w czapce zielonej,
W czerkaskiej; a w rogach onej
Niżej piórka cztery buczne,
Mistrzowską robotą sztuczne;
Szumny ganek dla trębacza
I dobrego wydymacza.
Gałka złota z powietrznikiem,
Nad nią syrena sternikiem,
Którą wiatry obracają,
Tam i sam nazad zwracają.
Znać, że więcej coś umieją,
Niż prostacy rozumieją;
Tak ją pięknie zmalowali,
Na niej liczbę napisali —
Dla zegara, powiadają,
Przy indeksie, tak udają.

Magistratus warszawski

Teraz mają zacny ratusz,
I poważny magistratus:
GIZOWIE od czasów dawni,
W urzędach są różnych sławni;
BARYCZKOWIE także i ci
W konsylijach znamienici;
BUSSEROWIE są uważni,
W sądach radzieckich poważni;
STRUBICZOWIE nie podlejszy,
W mądrość, w handle odważniejszy;
DREWNOWIE krasomówcy z nich,
Ludzkość, grzeczność znajdziesz u nich;
CZERSCY dobrzy między niemi,
Godni równo siadać z niemi;
DZANOTTOWIE ze Włoch znaczni,
Ludzie godni, skromni, baczni;
KEDROWSKICH od złota słowa;
WOLSKICH szczera z prawdą mowa;
KOCISZEWSKI jest i będzie
Dobry człowiek w tymże rzędzie.
Pod ratuszem budki wkoło,
Rury, kuchnie wkrąg nakoło.
Wschody nowe wzwyż z herbami
Przyozdobili farbami,
Które aniołowie w stronach
Trzymają w swoich obronach.
Trochę niżej są więzienia,
Według inszych zasłużenia;
Tuż kuna żelazna w słupie
Przy wschodzie — na dziewki głupie.
W sieni przed izbą drabanci
Srodzy, wielcy, jak giganci,
Z alabartami, a straszni,
W gwardyjej stoją, niekraśni.
Znaczna jest wewnątrz ponowa:
Krata między nimi nowa,
Urobiona pięknie, buczno,
Z herbami kunsztownie, sztuczne.
Z drugą stronę triumfalne
Rytmy, złotem przeszłe, chwalne,
Na tablicach wypisane;
Co się działo, tam spisane.

Izba Sądowa

Wszedłem w izbę, gdzie siadają
W sądach, sentencyje dają;
Widzę mazowieckie dawne
Książęta i starodawne .
Nade drzwiami Justycyja
Z mieczem, jak Jurysdykcyja,
Waży szalami cne sprawy,
Binda w oczach dla rozprawy;
Nie patrzy na żadną stronę:
Kto przeważy, ma obronę.
Tam zaś dalej historyja
Salomonowa gloryja,
Który, niewiasty gdy sądził
Mądrze o dziecko, nie zbłądził.
Herby burmistrzów Warszawy
Znajdziesz i poważne sprawy.
I stół z boku ogrodzili,
Żeby tam rajcy chodzili.

Panowie ławnicy z pisarzem miejskim

Przy nich też mają ławnicy
Swoje ławę, urzędnicy,
Pisarz z boku, wprzód wotuje,
Osobno dekret gotuje.
I piec zacny, okna wielkie,
Kraty, ochędóstwa wszelkie.

Skarbnica

Z tejże izby sklep potężny,
Drzwi żelazne, w mury mężny,
W którym chowają klejnoty,
Przywileje, miejskie cnoty.
W szafach dość ksiąg rozmaitych,
I dla skarbów pospolitych
Skrzynie stoją swym porządkiem,
Jedna wedle drugiej rządkiem.
Spojrzę coś trochę do góry,
I tam są obite mury:
Królami je obłożyli,
Niemało na to łożyli.
A posadzka szumna w rzędzie
Ułożona pod sznur wszędzie.
To burmistrz GISZ z domu sprawił,
Renowował i poprawił.

Panowie gmińscy

Przy tym gmińscy są mężowie,
Dwadzieścia ich, jak wężowie;
Kiedy na publikę staną,
A przeciw komu powstaną,
Dokażą czasem swych rzeczy,
Dobrze czynią, wszytko grzeczy.

Elekcja

I burmistrza obierają,
Z ławnikami się zbierają
Pospołu. Jedni chcą tego,
A drudzy zaś owego,
Kładą kartki, a nie wiedzą,
Na kogo los; potym wiedzą.
Dwóch kandydatów podawszy,
Do starosty ich oddawszy,
Czekają, którego sobie
Na ratuszu w swej osobie
Wybierze: temu podają
Miejsce, z kluczami oddają
Wszelkie rządy, a przemowę
Czynią, społeczną rozmowę.

Bankiet

Potym hojnie bankietują,
Młodszy do stołu gotują,
Drudzy noszą marcepany,
Cukry, wódki między pany,
Małmazyje tam stawiają,
Alakantu nalewają,
Z rywułami wino różne,
Pełen stół, miejsce nie próżne.
To skończywszy, ja wyszedłem,
Przed ratusz patrząc, poszedłem.

Panny w głównych miastach obojga narodów

„A cóż więcej? Prawże, chłopku,
Mój ukochany parobku!”
Hej! Strojnoż tam panny chodzą,
Szumno w dom, z domu wychodzą;
Od złota, pereł, kamieni
Zaledwie wzroku nie mieni.
Oko piękne, brew czarniuchna,
A płci białej, rumieniuchna;
Matka za nią, dziewczę sprawne
Książki niesie, w złoto wprawne.

Chłopek

Mało by ta co robiła,
Ledwie by chłopka nie biła;
Ni do rołej, ni do bydła;
Co dzień umywa się z mydła,
Jeść uwarzyć — nie pomyślaj,
W rynek chodzić — nie wymyślaj!

Służebnica

A cóżem ja za kucharka? —
Smolić się w kuchni od garka,
Wody przynieść, statki pomyć,
Uprzątnąć i stoły omyć?
Gorące to na mię słowa,
Oszalałaćby mi głowa.
Kiedy by to na przejażdżkę
Jechać abo na przechadzkę
Do ogroda dla uciechy,
To moje wielkie pociechy!
Zabawić się troszkę w karty,
W tańce, śmiechy, trawkę, w żarty;
Z paniętami się naigrać,
Nażartować i co wygrać!
Ale chłopka, rzemieślnika,
Wszelakiego miłośnika
Nie chcę: tych nie wspominajcie,
Za ślachcica mię wydajcie!
Panny rześko na spinetach
Grajcie, w skrzypki, na kornetach!
Zaśpiewajmy teraz sobie
Jedna z drugą o tej dobie!
Pijcie, mościwi panowie,
Do pana ojca za zdrowie!
Każcie nosić wina hojno,
Pani matka, pięknie, strojno!
Niechaj wam wieczerzą dają
Dwoje noszenie wydają!

Młode panie w różnych miastach obojga narodów

Widzę ja, tu idą goście,
Nie gdzie indziej, do nas proście
Patrz na panie młode owe,
Chłopku! Widzisz stroje nowe?
Jedna chodzi jak łąteczka,
Ani ma i dzieciąteczka.
Druga białe sznurowane
Ma bociki, bramowane.
Trzecia nosi pludereczki,
Ochraniając koszuleczki;
A pończoszki u niej złotem
Haftowane — wiedzie o tym!
Rękawiczki, perły drogie
Okryły je wkoło srogie.
Z cudzoziemska mantel na niej,
Szumna spódnica u paniej;
Wkoło głowy one brezy,
Spinane z włosami, krezy,
Czepiec złoty, od wymysłów
Wysokich, górnych umysłów.
Nuż zatyczki, cud — powiedzieć,
Z wielkim kosztem, trzeba wiedzieć;
Łańcuchy, drogie noszenia,
Pierścień godzien uproszenia;
Binda z szmelcem, z rubinami,
A kapelusz z faworami,
Z drogich pereł opasanie,
Zwyczajne ich ukasanie.
Kiedy idzie przez ulicę,
Trzyma rękami spódnicę,
Żebyś widział niższe rzeczy,
Bieluchny trzewiczek grzeczy;
Komuż by się nie zachciało
Służyć, widząc piękne ciało?
A gdy co zoczą nowego,
Jedna od drugiej owego
Napiera się, pięknie prosi,
Małżonka pod niebo wznosi.
Ów nieborak, choć mu czasem
Przychodzi z wielkim niewczasem,
Co rozkaże, to kupuje;
Owa rada, on sprawuje.
Nie kupże jej, znajdzieć ona,
Jako twa poczciwa żona,
Sposób na cię i dokaże;
Musisz czynić, co rozkaże!
Kiedyć się u twojej szyje
Z rączkami, jako wąż, wije,
Dałbyś jej nie tylko stroje
Jedne, ale różne troje!

Szynkarki

Milczże, chłopku! Gorzałeczki
Dam ci dobrej dwie miareczki,
Alboli też garniec warki
Wypij u mnie, u szynkarki!
Tu obaczysz piękne rzeczy,
Które czasem kryję w rzeczy,
Sekret tobie wnet pokażę,
Z całej beczki dać rozkażę.

Chłopek

Nie chcę, byś mnie oszukała,
Mnie, prostaka, nie sfukała;
Powiadają, frantóweczki
Przypisują szynkareczki.

Winiarze.

Nie‎ ‎bój‎ ‎się,‎ ‎idź‎ ‎do‎ ‎piwnice,
Grdzie‎ ‎stoją‎ ‎beczki‎ ‎z‎ ‎winnice!
Tam‎ ‎wino‎ ‎dają‎ ‎winiarze,
Już‎ ‎nie‎ ‎szynkarki,‎ ‎szynkarze.
Dasz‎ ‎dwadzieścia‎ ‎za‎ ‎kwarteczkę,
A‎ ‎kiedy‎ ‎byś‎ ‎pojźrzał‎ ‎w‎ ‎beczkę,
Jakie‎ ‎tam‎ ‎są‎ ‎w‎ ‎niej‎ ‎przyprawy,
Wszytko‎ ‎to‎ ‎dla‎ ‎nas‎ ‎potrawy:
Siarkę,‎ ‎mleko,‎ ‎jajca‎ ‎biją,
A‎ ‎jednak‎ ‎je‎ ‎ludzie‎ ‎piją.
Spytaszli‎ ‎też‎ ‎francuskiego:
Niemasz‎ ‎go,‎ ‎dam‎ ‎węgierskiego!

Odpowiedź.

Nie‎ ‎twoja‎ ‎rzecz,‎ ‎chłopku!‎ ‎wina
Pijać:‎ ‎wielka‎ ‎to‎ ‎nowina;
‎Dobre‎ ‎tobie‎ ‎piwo‎ ‎z‎ ‎szmerem,
Gęste,‎ ‎chmielne,‎ ‎pij‎ ‎z‎ ‎kuczmerem!
Zaniechaj‎ ‎karczemnych‎ ‎rzeczy,
Mów‎ ‎o‎ ‎winie‎ ‎wszytko‎ ‎grzeczy,
A‎ ‎szynkarzów‎ ‎wszech‎ ‎poczciwych
Nie‎ ‎udawaj‎ ‎za‎ ‎fałszywych!

Przekupki.

Nuż‎ ‎przekupki‎ ‎jak‎ ‎nas‎ ‎łupią!
Za‎ ‎grosz,‎ ‎za‎ ‎dwa‎ ‎gdy‎ ‎co‎ ‎kupią,
We‎ ‎dwójnasób‎ ‎przedawają:
Mamy‎ ‎drogo,‎ ‎udawaj‎ ‎ą;
‎Skarżą‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎urzędnicy
Siła‎ ‎biorą,‎ ‎targownicy:
Dlatego‎ ‎muszą‎ ‎przedawać
Drożej,‎ ‎kto‎ ‎co‎ ‎ma‎ ‎wydawać.

Odpowiedź.

Nie‎ ‎wszytkie‎ ‎na‎ ‎targ‎ ‎idziecie:
Choć‎ ‎też‎ ‎do‎ ‎domu‎ ‎przyjdziecie,
I‎ ‎tam‎ ‎przedawacie‎ ‎drogo.
Osądź‎ ‎się‎ ‎każda,‎ ‎niebogo!
Nie‎ ‎narzekajcie‎ ‎na‎ ‎urząd!
W‎ ‎każdym‎ ‎mieście‎ ‎takowy‎ ‎rząd,
‎Że‎ ‎targowe‎ ‎wybierają
I‎ ‎łopatki‎ ‎odbierają.

Rybaczki.

Także‎ ‎ryby‎ ‎jako‎ ‎drogie,
Niesłychane‎ ‎kupno,‎ ‎srogie!
Poślą‎ ‎tam‎ ‎urzędnikowi
Lub‎ ‎jego‎ ‎namiestnikowi
Karpia,‎ ‎leszcza,‎ ‎główną‎ ‎szczukę,
Jesiotra‎ ‎niemałą‎ ‎sztukę:
A‎ ‎my‎ ‎tego‎ ‎przypłacamy,
Wniwecz‎ ‎mieszek‎ ‎obracamy.
Składamy‎ ‎się‎ ‎wszyscy‎ ‎na‎ ‎to,
A‎ ‎nie‎ ‎dziękują‎ ‎nam‎ ‎za‎ ‎to.

Odpowiedź.

Aza‎ ‎ty‎ ‎ryby‎ ‎kupujesz?
Albo‎ ‎z‎ ‎nami‎ ‎przekupujesz?
Dobry‎ ‎tobie‎ ‎śledź‎ ‎w‎ ‎piątniku
Za‎ ‎półtorak,‎ ‎mój‎ ‎chłopniku!

Rzemieślnicy.

Nuż‎ ‎do‎ ‎rzemieślnika‎ ‎pódźmy,
A‎ ‎do‎ ‎inszych‎ ‎się‎ ‎powróćmy!
Ba,‎ ‎i‎ ‎tamci‎ ‎wyrachują,
Namniejszą‎ ‎rzecz‎ ‎poglejchują:
Wiele‎ ‎piszą‎ ‎od‎ ‎roboty
Za‎ ‎ledajakie‎ ‎choboty;
Gdyby‎ ‎jeszcze‎ ‎dobrze‎ ‎zrobił,
Jedenby‎ ‎drugiego‎ ‎zdobił.

Odpowiedź.

Tenci‎ ‎cłmdak‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎winien,
Darmo‎ ‎robić‎ ‎nie‎ ‎powinien;
Dlaczegóż‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎rachować,
Twoje‎ ‎kreski‎ ‎w‎ ‎domn‎ ‎chować?
A‎ ‎wiesz,‎ ‎chłopku!‎ ‎dojźrzy‎ ‎sobie:
Oni‎ ‎zrobią‎ ‎dobrze‎ ‎tobie.
Na‎ ‎rozkazaniu‎ ‎należy,
Będziesz‎ ‎miał,‎ ‎jak‎ ‎przynależy.

Kupcy.

Nuż‎ ‎i‎ ‎kupcy,‎ ‎gdzie‎ ‎bławaty,
Różne‎ ‎towary,‎ ‎szkarłaty,
A‎ ‎drudzy‎ ‎zaś‎ ‎sukna‎ ‎wszelkie,
Karmazyny‎ ‎w‎ ‎cenie‎ ‎wielkie,
W‎ ‎ciemnych‎ ‎sklepach‎ ‎przedawają,
Za‎ ‎przedniejsze‎ ‎udawają.
Toż‎ ‎czynią‎ ‎Szoci,‎ ‎jak‎ ‎wiecie,
U‎ ‎kramarzów‎ ‎się‎ ‎dowiecie;
Pod‎ ‎płachtami‎ ‎udatniejszy
Wszelki‎ ‎towar,‎ ‎wydatniejszy;
A‎ ‎jako‎ ‎wynidziesz‎ ‎z‎ ‎kramu,
Podlejszy‎ ‎się‎ ‎widzi‎ ‎w‎ ‎domu.

Odpowiedź.

Tak‎ ‎się‎ ‎godzi,‎ ‎ich‎ ‎to‎ ‎zwyczaj,
Wszędzie‎ ‎znajdziesz‎ ‎ten‎ ‎obyczaj:
Z‎ ‎temi‎ ‎dobrze‎ ‎ubicunque
Jaki‎ ‎status‎ ‎cuiuscunque.

Rzeźnicy.

Rzeźnikówem‎ ‎zapamiętał,
Zaledwiem‎ ‎sobie‎ ‎wspamiętał.
Kupią‎ ‎wołu‎ ‎barzo‎ ‎tanie:
Żebra‎ ‎za‎ ‎sześć‎ ‎nie‎ ‎dostanie.
A‎ ‎cóż‎ ‎za‎ ‎dziw?‎ ‎nie‎ ‎jednakie
Woły‎ ‎n‎ ‎nich‎ ‎są,‎ ‎dwojakie:
Jeden‎ ‎tłusty,‎ ‎ten‎ ‎zaś‎ ‎chudy,
Skóra‎ ‎na‎ ‎nim,‎ ‎własne‎ ‎dudy:
Tak‎ ‎i‎ ‎ćwiartkę‎ ‎cielęciny,
Baraneczka‎ ‎chudociny.
Za‎ ‎mniejsze‎ ‎pieniądze‎ ‎było;
Prawda,‎ ‎że‎ ‎bydła‎ ‎ubyło,
‎I‎ ‎teraz‎ ‎jej‎ ‎dostaniecie,
Co‎ ‎ją‎ ‎rzeźnik‎ ‎miotłą‎ ‎zgniecie.
Słuszna‎ ‎to‎ ‎jest,‎ ‎przyznać‎ ‎muszę,
Tłustsze‎ ‎mięso,‎ ‎droższe,‎ ‎tuszę:
Przy‎ ‎tym‎ ‎flaki,‎ ‎kreski,‎ ‎nogi
Z‎ ‎głową,‎ ‎nie‎ ‎był‎ ‎tak‎ ‎czas‎ ‎drogi,
Nerki,‎ ‎ozór‎ ‎z‎ ‎skopowiną,
Weszły‎ ‎w‎ ‎cenę‎ ‎z‎ ‎wieprzowiną.
Odpowiedź.
Łacno,‎ ‎widzę,‎ ‎nam‎ ‎rachować,
Cudze‎ ‎woły‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎chować:
Ale‎ ‎im‎ ‎jeść,‎ ‎pić‎ ‎potrzeba.
Z‎ ‎ciężką‎ ‎pracą‎ ‎sztuka‎ ‎chleba!

Piekarze.

Niechaj‎ ‎go‎ ‎piekarze‎ ‎pieką,
W‎ ‎młynach‎ ‎pytlem‎ ‎mąkę‎ ‎sieką!
Za‎ ‎dwa‎ ‎grosza‎ ‎bochen‎ ‎chleba
Dosyć‎ ‎mały,‎ ‎a‎ ‎Pan‎ ‎z‎ ‎nieba
Dostatki‎ ‎nam‎ ‎w‎ ‎polach‎ ‎daje;
Bułka‎ ‎za‎ ‎szeląg,‎ ‎jak‎ ‎jaje,
Ni‎ ‎upieką,‎ ‎nie‎ ‎nagniotą,
Ani‎ ‎jasna,‎ ‎coś‎ ‎rozgniotą.
Wstyd‎ ‎piekarzom,‎ ‎Boże!‎ ‎odpuść,
Choć‎ ‎na‎ ‎starszych,‎ ‎Panie!‎ ‎dopuść,
Żeby‎ ‎ich‎ ‎tam‎ ‎odesłano,
W‎ ‎naukę‎ ‎do‎ ‎Gdańska‎ ‎dano:
Żyto‎ ‎od‎ ‎nas‎ ‎do‎ ‎nich‎ ‎wożą,
A‎ ‎zaś‎ ‎od‎ ‎nich‎ ‎chleb‎ ‎przywożą,
Taki‎ ‎śliczny,‎ ‎nagnieciony,
Rżany,‎ ‎z‎ ‎czarnuszką,‎ ‎spleciony,
Który‎ ‎się‎ ‎naszemu‎ ‎równa,
Białemu‎ ‎ledwie‎ ‎nie‎ ‎zrówna;
A‎ ‎zaś‎ ‎biały‎ ‎jest‎ ‎podobny,
Jako‎ ‎śnieg,‎ ‎i‎ ‎tak‎ ‎ozdobny,
Smaczny:‎ ‎gdy‎ ‎go‎ ‎w‎ ‎usta‎ ‎włożysz,
Ledwie‎ ‎językiem‎ ‎przełożysz,
Rozpłynieć‎ ‎się,‎ ‎jako‎ ‎woda:
Takiegoby‎ ‎jeść‎ ‎nie‎ ‎szkoda!

Odpowiedź.

O,‎ ‎dobryż‎ ‎tobie‎ ‎z‎ ‎pośledniej
Mąki,‎ ‎chłopku!‎ ‎a‎ ‎nie‎ ‎z‎ ‎przedniej.
Mówisz:‎ ‎mały,‎ ‎—‎ ‎według‎ ‎korca:
Wszytkim‎ ‎rządzi‎ ‎Pan‎ ‎i‎ ‎Stwórca!
Na‎ ‎oraczów‎ ‎narzekajcie,
A‎ ‎piekarzów‎ ‎zaniechajcie.